Wydawało się, że jesteśmy skazani na sukces: cudowny, czysty i głęboki głos, wspaniała aranżacja, świetny tekst, dobre notowania u bukmacherów. Co mogłoby Krystiana Ochmana i nas Polaków pozbawić sukcesu na Eurowizji? Wydawałoby się, że nic. To musiał być sukces… i faktycznie był sukces, choć miejsce zajęte w konkursie można przemilczeć.
Z kronikarskiego obowiązku można wspomnieć, że Polak zdobył 151 punktów. W głosowaniu jurorów Polska otrzymała 46 punktów, najwięcej od Grecji (10), zaś od Francji i Wielkiej Brytanii po 8 punktów. W głosowaniu widzów Krystian Ochman otrzymał najwięcej punktów z Ukrainy. Po 10 punktów przyznali nam widzowie w Wielkiej Brytanii i Irlandii. 8 punktów otrzymaliśmy od Niemców, po 7 pkt przyznali nam Czesi i Belgowie. Widzowie innych krajów byli bardziej powściągliwi.
Konkurs wygrała Ukraina zdobywając łącznie 631 punktów. Piosenka była dobra, czy dobra na tyle by wygrać konkurs bez kontekstu wojny na Ukrainie – trudno powiedzieć.
I tu dochodzimy do sedna naszych rozważań: niestety Krystian Ochman – pomimo swoich atutów… był skazany na porażkę. Zarówno jurorzy, jak i widownia Eurowizji ma swój unikalny gust. Lubi różnorodność, odmienność czy oryginalność. Gdyby Krystian założył spódniczkę, suknię czy tylko sukieneczkę, to wtedy miałby szanse. Jakby ciut przed Eurowizją ogłosił swój coming out pewnie miałby zwycięstwo w kieszeni. Sam głos, aranżacja, wykonanie są ważne, ale te inne rzeczy… są bezcenne.
W czasie istnienia Związku Sowieckiego na egzamin do pewnego profesora wszedł student. Profesor zadał mu pytanie o Wielką Rewolucję Bolszewicką, ale ku jego zdziwieniu student nic o niej nie wiedział. Zapytał go o Wielkiego Wodza Narodu towarzysza Lenina. I znów konsternacja. Student nie słyszał o Leninie. Zszokowany profesor zadał mu ostatnie pytanie: – A skąd jesteście towarzyszu studencie? Na to jedno jedyne pytanie student był w stanie odpowiedzieć. – Z Omska. Gdy student wyszedł z pokoju, profesor podszedł do okna i długo patrzył w dal. W końcu mruknął do siebie: – A może by tak… do Omska.
Na szczęście następnego dnia we Włoszech występowała inna przedstawicielka Polski: Iga Świątek. Wygrała po pięknej walce, nie dając Ons Jabeur żadnych szans. Na szczęście w pewnych miejscach wygrywa ten kto jest lepszy, a nie ten kto płynie na fali poprawności politycznej. Jeszcze nie musimy jechać do Omska, ale pytanie jak długo…
Anothen