Jak podaje niemiecki „Spiegel” w Wittichenau na Saksonii benedyktyn o. Joachim Wernersbach wygłosił w wigilię Bożego Narodzenia kazanie, w którym stwierdził, że transpłciowość, LGBTQ+ czy różnorodność są „szkodliwymi współczesnymi prądami”, które „nie są w porządku z niewyobrażalnie pięknym boskim porządkiem”.
Wydawałoby się, że o. Wernersbach nie powiedział nic nowego, a przynajmniej nic czego byśmy nie mogli znaleźć w Katechizmie Kościoła Katolickiego (KKK), w końcu w paragrafie 2357 KKK możemy przeczytać, że „<akty homoseksualizmu z samej swojej wewnętrznej natury są nieuporządkowane>. Są one sprzeczne z prawem naturalnym; wykluczają z aktu płciowego dar życia. Nie wynikają z prawdziwej komplementarności uczuciowej i płciowej. W żadnym wypadku nie będą mogły zostać zaaprobowane”, a jednak okazało się, że o. Wernersbach mówiąc te słowa popełnił straszliwą i godną potępienia zbrodnię.
Wyrok wydali na niego świecki Spiegel, parafianie, władze zakonne oraz biskup diecezjalny, a zatem czterech sędziów orzekło jednomyślnie: winny.
Rozumiem redaktorów Spiegla. Dla nich tolerancja dla każdego zła jest najwyższym dobrem, ale zupełnie nie rozumiem pozostałych sędziów w sprawie.
Cała historia przypomina mi inną, która wydarzyła się dwa tysiące lat temu. Był pewien Człowiek, który kochał ludzi i nienawidził grzechu. Uzdrawiał chorych, wskrzeszał umarłych i pocieszał smutnych. Władze religijne i niektórzy miejscowi, najbardziej gorliwi parafianie nie byli jednak do końca z niego zadowoleni. Złożyli donos do władz rzymskich. Odbył się sąd i Człowiek ten został jednogłośnie skazany, a następnie ukrzyżowany.
O. Joachim Wernersbach nie został (póki co) fizycznie ukrzyżowany, został tylko odsunięty od jakiejkolwiek działalności duszpasterskiej w rejonie opactwa. Sprawiedliwy został ukarany za swoją prawość i słowa zgodne z Ewangelią. Szydercy mogą się cieszyć!
Anothen