Praworządność według Donalda Tuska

utworzone przez | sty 14, 2024 | Komentarze niepoprawne politycznie

No i doczekaliśmy się w końcu praworządności w naszym kraju. Donald Tusk przez osiem lat nam obiecywał, że gdy tylko odsunie PIS od władzy przywróci w naszym kraju praworządność. A ponieważ można mu wierzyć, to już dziś możemy oglądać jej pierwsze symptomy.

W ramach przywracania praworządności najpierw sejm RP 19 grudnia wieczorem podjął uchwałę w sprawie przywrócenia ładu prawnego oraz bezstronności i rzetelności mediów publicznych oraz Polskiej Agencji Prasowej. Wszyscy wiemy, że to uchwały sejmu są źródłem obowiązującego prawa w Polsce. Wprawdzie Konstytucja nad, którą płakał dzisiejszy marszałek sejmu, mówi, że źródłami obowiązującego prawa w Polsce są: Konstytucja, ustawy, ratyfikowane umowy międzynarodowe oraz rozporządzenia, a nie wspomina o uchwałach sejmu, to co tam Konstytucja – ważna w końcu jest praworządność, a nie Konstytucja.

Kolejnym krokiem przywracania praworządności było wejście, już następnego dnia, bojówek ministra Sienkiewicza do TVP, Polskiego Radia i PAP. Starsi czytelnicy być może pamiętają ów pamiętny 13 grudnia 1981 r. gdy sygnał telewizyjny został odcięty, nie było Teleranka, a zaraz potem zobaczyliśmy twarz „człowieka praworządności” towarzysza Jaruzelskiego, który „dla dobra Polaków” spacyfikował protesty społeczne, a niepraworządnych Polaków internował. Niestety nie dostrzegł praworządności w działaniu Sienkiewicza sąd rejestrowy KRS, który w dniu 10 stycznia odmówił wpisu powołanych przez Sienkiewicza władz, uznając je za nielegalne.

No i na zakończenie pochodu praworządności, nie wolno nam nie wspomnieć o praworządności sędziowskiej. Marszałek Hołownia, który wie, który sędzia jest praworządny, a który nie, przesłał akta w sprawie wygaszenia mandatu Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika do sędziego, który dawał gwarancję praworządności. Nie wszystko się udało. Marszałek pewnie tego nie wie (bo i skąd), że w prawie istnieje pojęcie właściwości sądu i że nawet jeżeli oznaczymy, naszym zdaniem sąd właściwy, sprawa musi być przekazana do sądu faktycznie właściwego. I tak się stało. Sprawa wygaszenia mandatu Kamińskiego i Wąsika została w dniu 4 stycznia rozpoznana przez sąd faktycznie właściwy. Wydawałoby się że Roma locuta causa finita, ale nie dla bojowników o praworządność w naszym kraju. 10 stycznia – wbrew tradycji prawa sięgającej starożytnego Rzymu, że nie orzeka się dwa razy w tej samej sprawie – inny skład Sądu Najwyższego ponownie sprawę rozpoznał, tym razem praworządnie, czyli odbierając mandaty Kamińskiemu i Wąsikowi. Hitem tej akcji było jednak oświadczenie, rozpoznającego sprawę sędziego Bieniek, który przyznał, że Izba Pracy i Ubezpieczeń Społecznych Sądu Najwyższego podjęła decyzję w sprawie mandatów Wąsika i Kamińskiego bez zapoznania się z aktami sprawy, gdyż ich jej nie udostępniono. Wydanie orzeczenia bez zapoznania się z aktami sprawy – wow!, to rzeczywiście ideał praworządności. Kiedyś to będzie zapisane dużymi literami w złotej księdze sądownictwa.

Ponieważ nie chcemy być gorsi, to musimy podpowiedzieć Donaldowi Tuskowi jak jeszcze zwiększyć praworządność. Na początek dwie propozycje:

Propozycja pierwsza:
Idąc za przykładem marszałka Hołowni i sędziów Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych Sądu Najwyższego, postulujemy aby maksymalnie odformalizować procedury sądowe. Po co męczyć sądy często wielomiesięcznym rozpoznawaniem spraw. Proponujemy aby właściwy minister sam pisał wyroki sądowe, a następnie emailem wysyłał do podpisu właściwego sędziego. Oszczędność czasu. Skrócenie terminów rozpoznawania spraw, a wyrok zawsze właściwy i praworządny. Same korzyści.

I propozycja druga:
Ponieważ jedną z pierwszych decyzji nowego rządu była zgoda na Pakt migracyjny i niebawem powitamy tysiące, jeżeli nie setki tysięcy imigrantów z północnej Afryki i Bliskiego Wschodu, proponujemy sięgnąć do sprawdzonych pomysłów z czasów komuny, tj. tzw. kwaterunku. Ponieważ nie wszyscy wiedzą czym był kwaterunek, to kilka słów wyjaśnienia. Zaraz po wojnie, 21 grudnia 1945 r. wprowadzono dekretem komunistycznych władz przymusową gospodarkę lokalami, najpierw w wielkich miastach, a od 1951 roku w całej Polsce. W świetle przepisów tego dekretu decyzja administracyjna o przydziale lokalu mieszkalnego miała pierwszeństwo i była ważniejsza, niż jakiekolwiek umowy, w tym najmu zawarte z właścicielem tegoż lokalu. Przydzielanie odbywało się bez uzgodnienia z właścicielem mieszkania, do którego dokwaterowywano dodatkowe osoby. Zwyczajnie przychodził papier z prezydium miejskiej rady narodowej i już miałeś kilku lokatorów więcej w twoim mieszkaniu czy domu.

Proponujemy zatem, aby do każdego domu jednorodzinnego dokwaterować po trzech imigrantów, do mieszkań w bloku po dwóch, a dla tych, którzy uczestniczyli w wyborach 15 października, a odmówili udziału w referendum imigracyjnym, proponujemy dokwaterować 10. imigrantów. A co tam, niech mają trochę więcej radości z życia.

Wyjaśniło się też dlaczego posłowie Koalicji Obywatelskiej mają tyle mieszkań, np. jak podają media Robert Kropiwnicki ma 10 mieszkań a europosłanka Adamowicz 5 mieszkań. Oni, na długo zanim został podpisany pakt imigracyjny, już skupowali mieszkania by tych imigrantów osiedlić. W dziesięciu mieszkaniach posła Kropiwnickiego spokojnie pewnie da się zakwaterować ze 150 imigrantów, u europosłanki Adamowicz może jakieś 70-80 osób. Czapki z głów. Prosimy posłów aby podali adresy tych mieszkań. Imigranci już o nie pytają, a nie wiedzą jak do nich trafić.

Trzeba też podwyższyć podatki. Miasta już płaczą, że nie mają pieniędzy i nie są w stanie zabezpieczyć wszystkich potrzeb mieszkańców, a przecież trzeba jakoś zabezpieczyć potrzeby socjalne i kulturalne tych imigrantów, przecież nie będą u nas pracować, a muszą za coś żyć, nawet jeżeli kwaterunek u ciebie mają za darmo. To byłoby niehumanitarne, prawda? I znów: nasza propozycja chce dowartościować tych, którzy uczestniczyli w wyborach a odmówili udziału w referendum. Na pewno będziecie szczęśliwi jeżeli zapłacicie podwyższony podatek na potrzeby imigrantów. Jesteśmy przekonani, że wasza radość będzie nie mniejsza niż okrzyki radości podczas prezentacji filmu „Zielona granica”. A co tam, czy możemy bronić wam tego szczęścia.

Anothen

Podziel się tym artykułem z innymi: