Kiedyś usłyszałem anegdotkę o dwóch przyjaciołach, którzy rozmawiali o Kościele. Jeden z nich właśnie się nawrócił i próbował zachęcić swojego kolegę aby także wybrał do kościoła. Ten ostatni stwierdził, że nigdzie się nie wybiera gdyż do kościoła chodzą tylko hipokryci. – Wiesz co – powiedział ten pierwszy – może to dobrze, że jest na świecie miejsce gdzie hipokryci mogą się spotkać.
Wydawało się, że Kościół – przynajmniej w powszechnym mniemaniu – zawsze będzie dzierżył palmę pierwszeństwa w ilości hipokrytów, a tu… bęc, znalazł groźnego konkurenta. Urzędnicy unijni pokazali wszystkim, że mistrz jest tylko jeden. Reszta konkurencji nie ma z nimi szans. Skądinąd sympatyczna Ursula von der Leyen, stojąc na straży traktatów, które nakazują respektowanie władz wybranych w wolnych wyborach – najpierw publicznie zagroziła Włochom, że za oddanie władzy Giorgii Meloni spotka ich surowa, sprawiedliwa i nieuchronna kara, a następnie jeszcze bardziej stojąc na straży traktatów – zgodziła się na udzielenie pomocy publicznej Niemcom, dzięki czemu Berlin będzie mógł kupować taniej gaz, który – tu trzeba dodać – dotychczas kupowały inne kraje UE. W ten sposób Komisja Europejska dbając jak zawsze o wspólny europejski rynek (do czego właśnie zobowiązują ją traktaty) – zadbała o osłabienie innych krajów UE, zadbała o wzmocnienie pozycji Niemiec i ich rynku, a przy okazji przyczyniła się do dalszego wzrostu cen.
Wszystko to oczywiście w imię obrony traktatów. Kiedy padały polskie stocznie urzędnicy unijni byli twardzi do bólu – pomoc publiczna jest w Unii zakazana – tak mówiono. Gdy trzeba ratować niemiecką gospodarkę nagle się okazało, że pomoc już nie jest zakazana, lecz zalecana. Co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie…
Na szczęście Ursula von der Leyen może liczyć na wsparcie polskiej opozycji, która natychmiast ją pochwaliła. W końcu to co jest dobre dla Niemiec, jest też dobre dla Polski, prawda?
Anothen