Przyznam, że byłem zdziwiony, że przez dwa lata rządów Tuska, pomimo wprzęgnięcia wszystkich organów państwa być ścigać PIS, nie udało się im wykryć żadnej (sic!), powtarzam – żadnej afery związanej z tym środowiskiem. W tak dużym środowisku zawsze znajdą się czarne owce. Jeżeli zatem prokuratura, policja i cały aparat państwa nic nie znalazły to naprawdę jest to wspaniała laurka dla środowiska Prawa i Sprawiedliwości.
Gdy zatem Szymon Jadczak na łamach Wirtualnej Polski napisał o zbyciu działki o powierzchni 160 hektarów za kwotę 22,8 mln zł, która jako ujęta w projekt Centralnego Portu Komunikacyjnego mogła zyskać na wartości nawet do 400 mln – pomyślałem „No w końcu coś znaleźli”. I faktycznie, działkę zbyli ludzie z Prawa i Sprawiedliwości. Akt notarialny podpisał w imieniu Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa Jerzy Wal, a zgodę na transakcję wydał ówczesny Minister Rolnictwa – Robert Telus.
Donald Tusk natychmiast skomentował sprawę w swoim stylu: „Ja już nigdy nie użyję skrótu CPK na opisanie węzła komunikacyjnego. Wszyscy używają go jako skrótu od „Cały PiS Kradnie”.
Nie trzeba było jednak dnia by okazało się, że nikt niczego nie ukradł. Ziemię KOWR można odkupić po tej samej cenie, a zatem Skarb Państwa nic na tym nie stracił. Służby Tuska choć wiedziały o transakcji od grudnia 2023 r. nie zrobiły nic aby sprawę wyjaśnić. Prokuratura nawet nie wszczęła postępowania śledczego, nie mówiąc o postawieniu jakiemukolwiek politykowi PIS zarzutów korupcyjnych. Innymi słowy mamy kolejny teatrzyk Tuska: wrzucić kłamstwo i szukać kolejnego. Jak powiedział klasyk lewicy: „Kłamstwo ma szybkie nogi (…) trzeba jedno, kłamstwo przykryć drugim” i tak działa Donald Tusk.
Wróćmy do mojej tezy z pierwszego akapitu. Ktoś powie z oburzeniem: „Jak to nie było żadnej afery związanej ze środowiskiem PIS? To o czym mówi od rana do wieczora telewizja, która mówi „całą prawdę, całą dobę?”.
Zanim skomentuję te „afery PIS”, spróbujmy odpowiedzieć na pytanie: – Kiedy mamy do czynienia z aferą na szczytach władzy? Moim zdaniem wtedy gdy przedstawiciel władzy dopuści się korupcji, przywłaszczenia mienia publicznego na swoją rzecz lub też rażąco działa na szkodę interesu publicznego. Nawet krótkie spojrzenie na owe „afery PIS” pozwala nam dostrzec, że żadna z tych przesłanek nie została spełniona. Żaden z urzędników nie dopuścił się korupcji, żaden nie przywłaszczył ani grosza do własnej kieszeni, zaś wszyscy działali na podstawie i w granicach prawa. Gdzie są zatem owe „ukradzione miliony” o których mówi Donald Tusk? Są w kieszeniach ochotniczych straży pożarnych, kół gospodyń wiejskich czy na służbie Centralnego Biura Antykorupcyjnego, która używa (być może już nie) osławionego Pegasusa.
Zarzuty służb Tuska są tak słabe, że minister Żurek musiał bezprawnie zmienić rozporządzenie w sprawie losowego przydziału spraw, tak aby jedynie „zaufani sędziowie” mogli rozstrzygać sprawę Zbigniewa Ziobry czy Michała Wosia. Z praworządnością to nie ma nic wspólnego, ale… pal sześć praworządność. Ważna jest zemsta i cele polityczne Unii Europejskiej, którym wiernie służy.
Nie wiemy jak się skończy sprawa tej feralnej działki, ale już dziś wiemy, że jeżeli faktycznie doszło do korupcji, stało się to za sprawą osoby powiązanej ze środowiskiem nie PISu, lecz… Platformy Obywatelskiej. Działkę kupił Piotr Wielgomas – wiceprezes Dawtony. Jak wszyscy wiemy, firma Dawtona była jednym z głównych sponsorów Campusu Polska Przyszłości Rafała Trzaskowskiego, a jego rodzina wpłaciła aż 130 tys. zł na fundusz wyborczy Rafała Trzaskowskiego.
Tak dziwnie się składa, że ilekroć wychodzą na jaw sprawy korupcyjne, a my trochę im lepiej się przyjrzymy, to bez trudu odnajdziemy ludzi ze środowiska Platformy (czy ostatnio Koalicji) Obywatelskiej). Przypadek?
Anothen
